piątek, 18 maja 2012

Kiedy ludzie chcą wziąć ślub idą do urzędu, ustalają termin i tego wspaniałego dnia rzecz się dokonuje. Jest przyrzeczenie i dokument. A kiedy chcą się rozwieźć nie mogą iść do tego samego urzędu i się wykreślić. Muszą iść do sądu i opowiadać dlaczego nie chcą już być małżeństwem, czasami dość szczegółowo.
Dlaczego?




Wspaniały, słoneczny dzień....
Wszystkiego dobrego :)

I.Bo

14 komentarzy:

  1. No chyba właśnie po to zawiera się małżeństwo, po to, żeby nie było z niego łatwo wyjść :-) Trzeba mieć poważne argumenty na jego rozwiązanie. I pewnie też, dlatego coraz więcej ludzi woli żyć w konkubinatach... Prawdopodobnie "złotym środkiem" będzie możliwość legalizowania związków partnerskich.
    Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie po to żeby trudno było z niego wyjść, bo nie chodzi o to, że człowiekowi przejdzie ochota na rozwód tylko dlatego, że urzędowo to upierdliwe. Jak ktoś nie chce to na siłę nie zatrzymasz ani do ramy łóżka w łańcuchu nie zakujesz :). Własnymi zębami przegryzie, a i tak zwieje. Wejście w małżeństwo i wyjście z niego powinno być takie samo. No i bez opowiadania sądowemu majestatowi dlaczego już nie chcesz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jednak myślę, że małżeństwo to po prostu instytucja, w końcu to "podstawowa komórka społeczna" i stąd, najpierw Urząd a potem jakby co to pozostaje Sąd. I to na prawdę utrudnia. I dlatego łatwiej z małżeństwa zwiać bez jego rozwiązywania albo tkwić dalej... Takich małżeństw znam niestety wiele. Wolą udawać przed całym światem i sobą, że wszystko jest fajnie niż otrzymać status osoby rozwiedzionej.
      Ewa.

      Usuń
    2. Wolałabym status.
      Jak mi nie jest dobrze w domu to krzyczę i trzaskam drzwiami :)

      Usuń
    3. Jak każda "rasowa kobieta", tylko czy to coś daje? raczej, wtedy każdy "rasowy facet" - druga połowa małżeństwa szuka ucieczki i niekoniecznie jest to rozwód... Niektórzy są zbyt leniwi i tchórzliwi by iść do Sądu... Wychodzą co prawda z awanturującego się domu i idą ... gdzieś indziej... Wtedy tylko pozostaje działanie "rasowej kobiety" lub ... przystosowanie się do owej sytuacji.
      Ewa.

      Usuń
    4. Nie jestem "rasowa", zwyczajnie nie panuje nad emocjami :)

      Usuń
    5. Ale nie o to mi chodzi, jakie są kobiety, jacy faceci (ja jeszcze nigdy nie trafiłam na lipę i mam nadzieję nigdy nie trafić), ale o to jak to działa urzędowo. I że więcej z tej niemożności wyjścia z zalegalizowanego związku problemu niż pożytku.
      Amen.

      Usuń
  3. No właśnie ... bo małżeństwo to pułapka jest ;DDD

    A tak na serio ..... rozumiem, że problem jest gdy w małżeństwie są niepełnoletnie dzieci ... wtedy rzeczywiście nie można tak sobie rozwiązać układu .... ale gdy dzieci są duże, albo ich nie ma, to powinno być to do załatwienia z marszu ... pod warunkiem że sprawy majątkowe są załatwione... :( ...... i tu jest chyba ten haczyk ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi mi o tak sobie, bo nigdy nie jest tak sobie (no może czasami jest). Chodzi o to, że w sądzie (podłe miejsce) i że opowiadać trzeba, niezależnie czy dzieci są czy nie. A dzieci to wiadomo....smutne tematy, ale tym bardziej nie w sądzie. Tylko gdzie? Marzeniem by było gdyby ludzie potrafili się sami dogadać, a nie zawsze się to udaje....niestety.

      Usuń
    2. Gdy byłem mały myślałem, że ludzie dorośli to są mądrzy, a nie takie głupki jak sporo moich kolegów ...... ale gdy dorosłem okazało się, że nic się nie zmieniło, tylko jest jeszcze gorzej .... Teraz już mam to gdzieś, bo zrozumiałem, że ludzie to w większości głupki są i nic się nie da z tym zrobić ;P .........
      Dlatego to jest tylko marzenie, żeby ludzie potrafili się sami dogadać ... oczywiście wyjątki się zdarzają ... całe szczęście :) ..... a sąd to rzeczywiście paskudne miejsce .... przerabiałem to, więc wiem :) .... ale niestety bez tego nie da rady :(

      Usuń
  4. Nie wiem, czy nie jestem naiwny, może jestem jedynie pijany, ale może w grę wchodzi to, że formalne wejście w związek małżeński niesie za sobą pewne korzyści i ułatwienia płynące ze strony państwa i państwo czuje się w związku z tym zobowiązane ingerować w pewnym stopniu w momencie, gdy dwoje ludzi nagle postanawia się rozejść i z pewnych korzyści zrezygnować - bo to się może państwu wydać podejrzane, być może to jakaś machlojka, próba nacięcia skarbu na grube miliony i w ogóle.
    Ale to tylko takie moje nocnopiątkowomelanżowe rozkminy.

    OdpowiedzUsuń